ZATRZYMANIE PRAWA JAZDY ZA PRĘDKOŚĆ – JAK WALCZYĆ Z KARĄ PRZYZNANĄ NA OŚLEP?
Zatrzymanie prawa jazdy na trzy miesiące za przekroczenie prędkości w obszarze zabudowanym o więcej niż 50 km/h stało się ostatnio masową działalnością policji. Nic dziwnego – biorąc pod uwagę, że są oni skrupulatnie rozliczani z wystawionych mandatów i muszą „wyrobić normę”, by potem otrzymać premię za „wyniki”. Rzecz w tym, że słuszność i rzetelność mandatów przyznawanych za przekroczenie prędkości pozostawia wiele do życzenia, a coraz częściej i sądy przyznają rację nie organom ścigania, a pokrzywdzonym kierowcom.
Administracyjne zatrzymanie prawa jazdy
Zgodnie z art. 102 ust. 1 pkt 4 ustawy z 5 stycznia 2011 r. kierowcy, któremu przekroczył w obszarze zabudowanym dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h, decyzją administracyjną starosty może zostać zatrzymane prawo jazdy na 3 miesiące, z nadaniem jej rygoru natychmiastowej wykonalności.
Procedura ta odbywa się po wpłynięciu informacji od policji o przekroczeniu dopuszczalnej prędkości.
To właśnie policjanci ustalają fakt przekroczenia prędkości, składają zawiadomienie, a starosta wydaje później decyzję o administracyjnym zatrzymaniu prawa jazdy bez wyjaśniania, czy w ogóle doszło do wykroczenia i kto był jego sprawcą.
Powyższe zawiadomienie posiada walor dokumentu urzędowego, co sprawi, że stwierdzone w nim fakty uważa się za udowodnione.
Nie oznacza to jednak, że kierowca, któremu zatrzymano prawo jazdy, jest zupełnie bezbronny i nie posiada żadnych praw w toczącej się procedurze.
Obywatele mogą się bronić i walczyć, o czym przekonuje Rzecznik Praw Obywatelskich i dowodzi przełomowy wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Kary przyznawane na oślep
Kara odebrania prawa jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym to dla wielu kierowców prawdziwy dramat.
Część z nich, tak jak pan Paweł, wówczas się nie poddaje, tylko walczy o swoje prawa.
Otóż wspomniany wyżej obywatel w dniu 5 stycznia 2016 r. ok. godz. 10.20 kierował samochodem osobowym, poruszając się ul. Powstańców Śląskich w Warszawie.
Jechał niezbyt szybko w grupie trzech innych pojazdów podążających w tę samą stronę (nagranie dostępne na końcu artykułu).
Kiedy minął wiadukty znajdujący się nad trasą S8, ku jego zdziwieniu został zatrzymany do kontroli drogowej w związku z rzekomym przekroczeniem prędkości o 70 km w obszarze zabudowanym (120/50).
Pomiaru dokonano na wiadukcie, gdzie są dwie jezdnie po dwa pasy ruchu, rozdzielone przez torowisko tramwajowe.
Pomiaru dokonała sierż. Ewa Czubak, używając ręcznego miernika prędkości typu Rapid-1a.
Jak się później okazało, urządzenie miało nielegalną legalizację, a policjantka tego dnia uczyła się jego obsługi (prawdopodobnie używała go pierwszy raz w życiu).
Sierżant zatrzymała prawo jazdy pana Pawła i zaproponowała mandat karny, którego mężczyzna nie przyjął.
Następnie sprawę skierowano do Urzędu Dzielnicy Bemowo, zawiadamiając o przekroczeniu dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym o więcej niż 50 km/h przez takiego obywatela.
Kierowca co prawda stracił prawo jazdy na 3 miesiące, ale nie poddał się i wkroczył na drogę sądową.
Podważył bowiem sens pomiaru nie tylko ze względu na nieprzygotowane do tego urządzenie i brak przeszkolenia osoby, która go dokonywała, ale także przez wzgląd na nierzetelność i nieprecyzyjność miernika prędkości Rapid-1a, ponieważ jak wiadomo, nie rozróżnia ono kierunków ruchu badanych pojazdów i nie identyfikuje pojazdu.
W związku z tym kary przyznawane są w zasadzie na oślep…
Przełomowy wyrok sądu
10 kwietnia 2018 roku, po ponad dwóch latach ciężkiej walki pana Pawła i Stowarzyszenia Prawo na Drodze o uznanie, iż sama informacja policji o przekroczeniu prędkości nie wystarczy do podjęcia decyzji o administracyjnym zatrzymaniu prawa jazdy, zakończyła się sukcesem.
Otóż Naczelny Sąd Administracyjny uwzględnił skargę kasacyjną adwokata poszkodowanej strony i uchylił decyzje organów odpowiedzialnych za wydanie takiej, a nie innej kary.
Oczywiście wyrok jest symboliczny, bo sprawa miała miejsce dwa lata temu, aczkolwiek daje on szansę na zmiany, że może wreszcie ktoś podejdzie do tematu racjonalnie.
W uzasadnieniu wyroku NSA podaje m.in.:
(…) w przypadku uzasadnionych wątpliwości, które strona przynajmniej uprawdopodobni (wskazując np., jak w tej sprawie, na wadliwości legalizacji urządzenia pomiarowego) co do poprawności pomiaru prędkości, który zdecydował o zatrzymaniu prawa jazdy przez Policję, w trybie art. 135 ust. 1 pkt 1a ustawy prawo o ruchu drogowym, kierujący pojazdem musi mieć możliwość weryfikacji informacji przedstawionej przez Policję.
Jeśli weryfikacji te nie może dokonać bezpośrednio organ ani sąd administracyjny (jak w tym przypadku), a kompetentny jest do tego sąd powszechny (w sprawie dotyczącej wykroczenia), to organ administracji powinien zawiesić postępowanie administracyjne w przedmiocie zatrzymania prawa jazdy, w oparciu o art. 97 ust. 1 pkt 4 k.p.a., do czasu rozstrzygnięcia zagadnienia prejudycjalnego przez sąd powszechny.
W przeciwnym razie może się okazać, że rozstrzygnięcie wydane na podst. art. 102 ust. 1 pkt 4 w zw. z ust. 1c ustawy o kierujących pojazdami, zostanie oparte niezweryfikowanej lub nawet arbitralnie ustalonej przesłance, co naruszałoby prawo do sprawiedliwej procedury, w rozumieniu art. 45 ust. 1 Konstytucji oraz zasadę zaufania obywateli do państwa, która wywodzona jest z zasady demokratycznego państwa prawnego (art. 2 Konstytucji).
W obronie kierowców, którym decyzją administracyjną odebrano prawo jazdy za przekroczenie prędkości, wystąpił także Rzecznik Praw Obywatelskich.
Zdaniem RPO informacja policji nie może być wyłączną podstawą zatrzymania prawa jazdy i każdy obywatel powinien mieć prawo do wyjaśnienia sprawy najpierw w postępowaniu wykroczeniowym, wtedy sprawa u starosty byłaby zawieszana.
Przegrana policji
Z podobną sytuacją kary z pomiaru prędkości, ale tym razem dokonanego prędkościomierzem kontrolnym typu PolCam musiał się zmierzyć 6 sierpnia 2016 roku, pan Ernest.
Cała spraw trafiła do sądu, ponieważ kierujący pojazdem odmówił przyjęcia mandatu.
Wyrok Sądu Rejonowego Lublin-Zachód w Lublinie z dnia 28 listopada 2017 r., sygn. akt III W 1540/18 orzeknięty przez sędziego Bernarda Domaradzkiego był jednoznaczny – na podstawie nagrań z urządzenia rejestrującego PolCam używanego przez nieoznakowane radiowozy nie można wystawić mandatu, ponieważ urządzenie rejestruje prędkość radiowozu, a nie pojazdu na filmie.
Poza tym zgodnie z instrukcją producenta policjanci jadący pojazdem wyposażonym w taki wideorejestrator powinni utrzymywać stałą prędkość i odległość od pojazdu za którym jadą.
To nie pierwszy i nie ostatni przypadek tzw. wygranej z wideorejestratorem.
Wyrok Sądu Rejonowego w Łukowie z dnia 28 maja 2019 r. (sygn. akt II W 234/17) uprawomocnił się po trwającym dwa lata procesie, w którym kierowca odwoływał się od zarzutu przekroczenia prędkości w obszarze zabudowany (pomiar dokonany wideorejestratorem).
Kierujący pojazdem zakwestionował wadliwy pomiar, odmówił przyjęcia mandatu oraz na drodze administracyjnej żądał zwrócenia mu prawa jazdy.
Odniósł pełny sukces.
⇒ Czytaj także: ODCINKOWY POMIAR PRĘDKOŚCI NIEZGODNY Z PRAWEM?
*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.
https://www.youtube.com/watch?v=Plhai_afbTI
https://www.youtube.com/watch?v=Pj1S4tB2Jec