PRZEPRASZAM – PROSTE SŁOWO, KTÓRE GRZĘŹNIE W GARDLE
Przepraszam… – proste, dość krótkie słowo, które tak często ciężko nam z siebie wydobyć. Niby nic, a jednak tak wiele – tak wiele nie tylko dla przepraszanego, ale i dla samego przepraszającego. Jego brak rozbija relacje, niszczy małżeństwa, poniewiera kontakty rodzinne, zabiera znajomych, rodzi wrogów w pracy… Dlaczego nie umiemy przepraszać? Dlaczego tak trudno przychodzi nam przepraszanie?
Jak skutecznie przeprosić?
Dziś o trudnej sztuce przepraszania…
Trudy dzieciństwa
Przepraszania uczymy się już w okresie dzieciństwa, ponieważ to wtedy rodzice nakazują dzieciom, co chwilę za coś przepraszać: „przeproś kolegę za to, że go uderzyłeś!”, „przeproś brata za to, że mu zabrałaś kredki”, „idź szybko przeprosić babcię za to, że stłukłeś jej ulubioną filiżankę” – i tak w kółko.
Taka forma nauki przepraszania jest dobra, ale tylko pod warunkiem, że dziecko rozumie popełniony błąd i samo uczy się poprzez formę naśladownictwa od swoich opiekunów, którzy stanowią dla niego wzór przepraszania.
Jak często sięgając naszych korzeni, widzimy, że dorośli nie umieli nas przeprosić za swoje zachowanie, za swoje błędy i pomyłki, ale od nas wymagali przeprosin za wszystko?
Czy nauczyciel w szkole potrafi przyznać się do błędu i przeprosić swojego ucznia za zły osąd, za swoje potknięcia?
Nie, bo przecież to osoba dorosła, autorytet, intelektualna „elita”, która zawsze ma rację,
a autorytetów i dorosłych zawsze trzeba słuchać…
Czy, aby my dorośli nie postępujemy teraz tak samo wobec własnych dzieci? Ile razy powiedziałeś/powiedziałaś do swojego dziecka „przepraszam”?
Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam(-em)”, „przepraszam, że nie miałam(-em) racji”, „przepraszam, że się myliłam(-em)”, „przepraszam, że niesłusznie cię osądziłam(-em), to nie była twoja wina” – ile razy?
Uczenie dziecka przeprosin nie polega na nakazywaniu mu wypowiedzenia magicznego „przepraszam”, lecz na pokazywaniu mu wzorów do naśladowania, do tego, jak przepraszać i za co przepraszać.
Przymusowe przepraszanie z okresu dzieciństwa w konsekwencji powoduje, że w dorosłym życiu słowo „przepraszam” kojarzy nam się z czymś traumatycznym, z poniżeniem, niesprawiedliwością, z pewną formą uległości i poddania się.
Dorastając, wybieramy sobie pewne osoby, modele zachowań, na których chcemy się wzorować i które chcemy naśladować oraz odrzucamy te, których chcemy unikać jak ognia.
Dlatego też nieumiejętna nauka przepraszania z dzieciństwa może w dorosłym życiu sprawić, że będziemy zachowywać się zupełnie odwrotnie, unikając za każdym razem składania przeprosin i wypowiadania znamiennego przepraszam.
Lęk przed odrzuceniem i porażką
Niechęć do przepraszania u osób dorosłych może wynikać także z lęku przed odrzuceniem.
Co się stanie, jeśli ja przeproszę, a ta osoba odrzuci moje przeprosiny?
A jeżeli znowu powiem coś nie tak? Jeśli po raz kolejny ją/go urażę, zawiodę, skrzywdzę, a on/ona mi nie wybaczy?
Przecież w ten sposób upokorzę się, przyznam do własnych błędów, a więc i do własnej słabości. Do tego, że nie jestem idealnym człowiekiem.
Boję się, że poniosę porażkę, a przecież ja nie mogę sobie na coś takiego pozwolić.
Osoby, które myślą w ten sposób najczęściej mają problemy z niską samooceną, którą chcą podbudowywać opiniami innych na swój temat, tym „co ludzie powiedzą” oraz budować ją na podwalinach czegoś, co można nazwać „jestem twardzielem – ja nigdy nie przepraszam”.
Niestety na tym rzecz nie polega. „Utrata twarzy” przy przeprosinach może być lepsza i bardziej oczyszczająca, podbudowująca niż samo nieprzepraszanie.
Przepraszanie wcale nie musi być ciężkim i smutnym przeżyciem, lecz czymś satysfakcjonującym, co przyniesie nam ulgę i umocni wiarę w samego siebie.
Czymś, co będzie świadczyło o naszej wewnętrznej dojrzałości, a nie słabości. I wreszcie czymś, co może naprawić to, co zostało zepsute.
O jedno przepraszam za dużo
Są jednak osoby, którym przepraszanie przychodzi niezwykle łatwo. Jest jednak małe „ale”.
Otóż oni przepraszają, bo tak wypada, bo tak trzeba, bo drugiej osobie będzie miło, jak to zrobią, ale zupełnie nie rozumieją sensu owego „przepraszam”, nie zdają sobie sprawy z jego znaczenia dla obydwu stron, nie mówiąc o wyrażeniu skruchy i pragnieniu przebaczenia.
Jedni w pośpiechu rzucają co chwila „przepraszam”, ale nie traktują tego jako przyznanie się do błędu, lecz konieczność zadowolenia drugiej osoby.
Inni nawet wtedy, gdy wiedzą, że zawinili, zamiast powiedzieć „przepraszam” prosto w oczy, wolą napisać je na kartce, wysłać smsem, mailem itp., a wszystko to przez niechęć do rozmów na ten temat, analizowania i rozdrapywania ran.
Są też osoby, które przepraszają nieustannie i za wszystko przy jednoczesnym zachowaniu drzwi otwierających im usprawiedliwienia, czyli słynne „przepraszam, ale… – byłem(-am) zmęczona / nie miałam(-em) humoru / to był tylko jeden raz / nie sądziłam(-em), że… / miałam(-em) naprawdę ciężki dzień” itd.
Taka forma przeprosin wiąże się z próbą usprawiedliwiania lub racjonalizowania swoich zachowań, a przecież nie o szukanie wytłumaczeń w przepraszaniu chodzi.
Samo przepraszanie to wyrażenie żalu, wykazanie skruchy i gotowość na wysłuchanie słów osoby, którą przepraszamy.
Skutecznie i od serca
Kiedy zrozumiemy swój błąd, będziemy umieli się do niego przyznać i będziemy gotowi do wyrażenia swojej skruchy, możemy przystąpić do procesu przepraszania.
Jednak jak to zrobić skutecznie?
Psycholog Guy Winch, autor książki pt. „Emotional First Aid: Healing Rejection, Guilt, Failure and Other Everyday Hurts” uważa, że idealne przeprosiny muszą płynąć prosto z serca, składać się z emocji i wyrażać się w realizacji pięciu składników:
- Powiedzenia słowa „przepraszam”.
- Wyrażenia skruchy i żalu za swój błąd.
- Potwierdzenia w kilku krótkich słowach, że swoim zachowaniem złamaliśmy pewne normy społeczne lub oczekiwania oraz poczekania na reakcję przepraszanego.
- Wyrażenia empatii oraz pokazania, że rozumiemy, co złego zrobiliśmy.
- Prośby o przebaczenie.
Podobne stanowisko przyjmuje psycholog Karina Schumann z Uniwersytetu Stanforda. Otóż według jej recepty na przeprosiny, w samym procesie przepraszania należy uwzględnić:
- Powiedzenie słowa „przepraszam” – nie „sorry”, „sorki”, „przykro mi”, ale właśnie PRZEPRASZAM.
- Potwierdzenie, że przyznajemy się do błędu.
- Propozycję naprawy zaistniałej sytuacji, czyli zadośćuczynienie, określenie jasnego celu poprawy relacji, np. zrobienia dobrego uczynku dla tej osoby.
- Opisanie sytuacji, w której doszło do popełnienia błędu, ale bez usprawiedliwiania siebie
i próby tłumaczenia swoich czynów lub – co gorsza – przerzucania winy na osoby trzecie.- Obietnicę, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy.
- Zapewnienie, że rozumiemy uczucia zranionej osoby, np. „Wyobrażam sobie, jak się na mnie zawiodłeś(-aś) i że jesteś rozgoryczony(-a) moim zachowaniem”.
- Prośbę o przebaczenie.
Po słowo „przepraszam” sięgajmy dopiero wtedy, gdy szczerze, we własnej świadomości pojmiemy, że zrobiliśmy źle. Zbyt szybkie przeprosiny są zwykle nieszczere.
Te prawdziwe wymagają skupienia się na popełnionym błędzie, przeanalizowania swojego zachowania, przemyślenia i refleksji.
Wymagają pewności, że przepraszamy nie, bo tak trzeba, lecz dlatego, że tak czujemy, że jesteśmy tego pewni.
Oszukane przeprosiny prędzej czy później wyjdą na jaw, bo kłamstwo ma zawsze krótkie nogi.
Kiedy już pojmiemy, że zrobiliśmy źle, zamiast się zamartwiać, powinniśmy się cieszyć z tego, że udało nam się zrozumieć własne błędy, że wcale nie jesteśmy słabi, lecz jesteśmy bogatsi – o nową wiedzę o samym sobie, że się rozwijamy i jesteśmy gotowi stanąć twarzą w twarz z całym, ważnym procesem przepraszania.
Przepraszanie to prawdziwa sztuka, której trzeba się nauczyć. Czasami trzeba do niej dojrzeć, poświęcić jej sporo czasu, zrozumieć i docenić.
Przepraszam – to często jedyne lekarstwo na zranioną duszę, na naprawę relacji, na powrót do normalności, na uczynienie lepszym życia naszego i innych.
Skuteczna pomoc psychologiczna kliknij TUTAJ
*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.