ROZWÓJ DUCHOWY – ZŁE DOBREGO POCZĄTKI

Pozornie, powody rozpoczęcia przygody z osobistym rozwojem, czy duchowym wzrostem, są różne. Wywodzimy się przecież z różnych środowisk, nasze doświadczenia są inne, inne są nasze historie, doświadczenia. Dorastamy w różnych kulturach, spotykamy innych ludzi. Za punkt wspólny możemy uznać fakt, że wszyscy zaczynamy w pewien sposób podważać rzeczywistość wokół nas.

Jest coś w tym, że niezależnie od zakątka świata, myślimy, że prawda jest przed nami ukrywana.

Że jest coś jeszcze.

Że nie chodzi tylko o to, co jest nam pokazywane, o pieniądze, lepsze auto, lepszą posadę i tak dalej.

Nie chodzi o to, jak postrzegają nas inni.

Wewnętrznie czujemy, że taki obraz, to gra zupełnie niewarta świeczki.

Nasze poszukiwania są indukowane przez wielkie poczucie pustki i tęsknotę za czymś niewysłowionym.

Podważanie rzeczywistości wokół nas, jest naszym ogromnym sprzymierzeńcem w początkach podróży przez świadome doświadczenie.

Nie do pominięcia są tutaj czasy, w których przyszło nam żyć –  rola internetu i dostępności informacji z każdego punktu i w każdym momencie.

Okazuje się, że niebranie wszystkiego tak, jak jest przedstawiane, bywa początkiem schodzenia coraz głębiej w rozpoznanie.

Rozpoczynając je, często skupiamy się mocno na świecie zewnętrznym i nie ma w tym nic złego.

Tam najłatwiej dostrzegamy dysonans wartości, do których w istocie tęsknimy.

Widzimy, że systemowy obraz świata jest przesiąknięty degeneracją do szpiku, że to, co jest na powierzchni, okazuje się jedynie sloganem, obrazkiem, pod którym dzieje się prawdziwa rzeczywistość.

A prawdziwa rzeczywistość nie odpowiada na pytanie, czym jest miłość, jak osiągnąć równowagę, dlaczego ciągle, mimo działań, odczuwamy wewnętrzną pustkę.

Próbuje nas przekonać, że tylko jeszcze mocniej wchodząc w tryby systemu, jesteśmy w stanie się zaspokoić.

Kup więcej, pracuj więcej, żyj szybciej i nie myśl.

Ta rzeczywistość właśnie, bardzo często bywa przyczynkiem naszej prawdziwej, życiowej tragedii.

Kiedy zaczynamy odkrywać, że cały czas nas oszukiwano, niejednokrotnie nasz brak zgody niesie z sobą niewyobrażalny, egzystencjalny ból.

Potrzeba stłumienia go, bardzo często prowadzi do podjęcia najważniejszej i najbardziej odważnej decyzji naszego życia – wyjścia ze strefy komfortu.

W zależności od historii, drogi opuszczania strefy komfortu są naprawdę różne.

Są ludzie, którzy od tego momentu zaczynają żyć w zgodzie z samym sobą.

Nie podejmują radykalnych decyzji o zmianie, a jedynie wchodzą na pułap rozumienia rzeczywistości, który pozwala im inaczej podejść do życia.

Rozpoczynają rozwój jakby z marszu.

Bufor braku akceptacji został u nich przepełniony, ale nie wiąże się to z radykalną zmianą stylu.

Są również i tacy, którzy od momentu zrozumienia istoty funkcjonowania systemowego świata, popadają w chaotyczne próby zgłuszenia egzystencjalnego bólu.

Wchodzą w mechanizmy jeszcze głębiej, porzucając wszelkie społeczne role.

Przestaje im zależeć na kontynuowaniu życia w takiej postaci jak dotychczas, ale w zamian nie idą w kreację nowego, a destrukcję starego.

Wszelkiej maści choroby psychiczne, depresje, samobójstwa, uzależnienia od substancji i czynności, mają swoją genezę w braku akceptacji dla świata, a przez to dla samego siebie.

Problem jest tak złożony, jak wielka jest ilość osób doświadczających tego typu zapętlenia.

Nie można ustalić jednoznacznej przyczyny ani jednotorowego wyjścia, które objęłoby całość.

Jest to jednak część ich osobistego procesu wzrostu.

Takim osobom, jak nikomu innemu, należy się szacunek, zrozumienie, akceptacja i przede wszystkim pomoc.

Niejednokrotnie przeżywają oni najważniejszy „egzamin” w ziemskim doświadczeniu i zamiast oceny ich postawy z wierzchu, należałoby się pochylić nad genezą stanu, w którym się znaleźli.

Niejednokrotnie ów egzamin kończy się fiaskiem.

Śmiercią, bądź nieodwracalną na to wcielenie zmianą w psychice.

Sytuacją, kiedy człowiek po prostu się poddaje.

Jest to równoważne z oddaniem reszty swojej życiowej mocy i kończy się i tak szybkim zniknięciem ze świata.

Jednak ludzie, którzy przejdą przez to doświadczenie i zrozumieją istotę bólu, który ich niszczył, bardzo często odzyskują wolę życia i pasję, niewspółmiernie większą od osób, zaangażowanych wciąż w działanie systemu.

Niejednokrotnie ich rozwój zdaje się mieć wręcz logarytmiczny postęp.

Gotowość zrozumienia procesów, zarządzających światem jest wielka, a i ich chęć zgłębienia siebie jest wcale nie mniejsza.

Mają wszakże dowód w postaci swojego własnego doświadczenia, że jakkolwiek źle by w życiu nie było, zawsze istnieje wyjście.

Ludzie ci często postrzegają swoje życie przez pryzmat piekła, które stało się dla nich odskocznią dla odkrycia swojej wewnętrznej prawdy.

Mogą przenosić góry, są jak skały, które – w myśl zasady, że co nie zabija, to wzmacnia – asertywnie i bez kompromisu idą po swoje.

Scena ziemska daje ludziom nieograniczone możliwości doświadczania.

Często nie zastanawiamy się nad tym, zapatrzeni na czubek własnego nosa.

Przed nami trwa największa gra, jaka miała tutaj miejsce – jeśli wierząc historii oficjalnej, czy nawet nieoficjalnej.

Ilość jednocześnie wcielonych dusz dochodzi do ośmiu tysięcy milionów.

Wszystkie posiadają jeden, emocjonalny rdzeń, na którym opierają umysłową strukturę interpretacji świata.

Mamy z sobą o wiele więcej wspólnego, niż myślimy.

Wywodzimy się z Jedni i doświadczamy bardzo podobnych, od strony energetycznej, rzeczy.

Pozwólmy sobie ujrzeć siebie w innych ludziach i bądźmy wyrozumiali dla ich postaw.

Nigdy nie wiemy, jak głęboko ukryty jest prawdziwy motyw działania.

Dbajmy o swoją przestrzeń i wzrastajmy, nie utrudniając wzrostu innym.

Wszyscy, koniec końców, dążymy do szczęścia.

Czytaj także: ŻYCIE Z PRĄDEM CZY POD PRĄD? OPÓR LUB SZCZĘŚCIE

WSPARCIE NIEZALEŻNYCH PORTALI

*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.